Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/19

Ta strona została przepisana.

Młodzieniec, zdawało się, nie wiedział w tej chwili co począć, lecz mimo żywego rumieńca od zimna, wnet mocniej zaczerwienił się ze wstydu, że okazał najmniejszą niepewność i odmówił znowu.
Elżbieta wychyliła się natenczas ze sani i bez względu na zimno, odrzucając w tył kapiszon, zawołała:
— Pewno, mój panie, nie zechcesz martwić mojego ojca do tego stopnia, żeby musiał porzucić tutaj ranionego przez się, lubo mimowolnie. Proszę, bardzo proszę, jechać z nami i pozwolić, żebyśmy mogli dać panu ratunek, jakiego potrzebujesz.
Bądź, że rana zaczęła w tej chwili mocniej dolegać, bądź że w słowach, głosie i twarzy młodej dziewczyny mówiącej za ojcem było coś tak zniewalającego, młodzieniec zachwiał się znowu. Zdawało się, że przyjęcie ofiary kosztowałoby go niezmiernie, a jednak odrzucić jej nie mógł, dumna jego mina złagodniała znacznie. Temple postrzegłszy to, uprzejmie wziął go za rękę i zaczął znowu nalegać.
— Nigdzie bliżej — rzekł — nie możesz znaleźć pomocy jak w Templetonie, bo ztąd do chaty Nattego trzy dobre mile. Chodź, chodź mój młody przyjacielu, siadaj z nami. Poszlę po lekarza dla ciebie, a Natty podejmie się uspokoić twojego przyjaciela; jutro, jeżeli zechcesz, powrócisz do siebie.
Młodzieniec usiłował wydobyć rękę z mocno ściskającej ją dłoni Marmaduka, ale oczy ciągle miał zwrócone na Elżbietę, której twarz urocza niemą, lecz zwycięzką wymową wspierała nalegania ojca.
Natty tymczasem oparty na swojej długiej strzelbie, z głową schyloną na bok, stojąc w postawie zamyślonego głęboko, wzruszył się nagle jak gdyby już postanowił co ma począć i odezwał się do swego towarzysza:
— Jakkolwiek bądź, najrozumniej będzie pojechać do Templetonu, bo jeśli kulka została w ranie, to moja ręka nie tak pewna jak niegdyś, nie potrafi dać temu rady. Przy-