Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/194

Ta strona została przepisana.

szcza, iż pochlebiał sobie, iż jego indyk więcej mu przyczyni, a nawet może się i przy nim zostanie.
Tymczasem Billy Kirby nabijał swą fuzyą, kiedy Natty wyjmował skałkę ze swojej, aby inną osadzić mówiąc niewyraźnie:
— Nie można nabyć dobrej skałki w okolicach jeziora, od czasu jak biali tym się handlem zajęli. Chcąc zaś znać u stóp góry, gdzie ich niegdyś na każdym kroku pełno było, śmiało można stawić dwadzieścia przeciw jednemu, iż pług ich przykrył ziemią. Zdaje się, iż im bardziej zwierzyna staje się rzadszą, tem bardziej zmniejsza się liczba sposobów jej dostaniu. A wszystkiego tego przyczyną są te przeklęte trzebieże. Oto jednak skałka zdająca się być dobrą. Wystrzelę drugi raz, bowiem Billy Kirby nie w stanie trafić z tak dalekiej mety.
Drwal z swojej strony zdawał się czuć, iż sława jego po większej części zależy od trafnego wystrzału, do którego się zabierał. Podniósł swą fuzyą, długo celował, nie pierwej wystrzelił aż się sądził pewnym skutku, i nie więcej zrobił, jak po raz pierwszy. Dotknięty tem nieudaniem się i radosnemi wrzaski murzyna, które się rozlegały w lasku, jak gdyby były wydawane przez całe pokolenie Indyan, przybył do ptaka i obejrzał szyję i głowę z pilną uwagą lecz widząc, iż ani jedno pióro nie spadło, obrócił się do murzyna i rzekł z gniewem:
— Zamknij swój piec, podły kruku. Gdzież się znajdzie człowiek co trafi w głowę indyka o sto yardów odległości? Głupim, że próbowałem. Nie warto dla tego było wszczynać huku, jak od sosny padającej pod siekierą. Pokaż mi tego, kto lepiej to może wykonać.
— Patrzaj tutaj Billy Kirby — rzekł Bumpo — i ujrzysz człowieka, co lepiej to wykonywa, nie tylko strzelając do indyków, locz kiedy nań z bliska nacierają dzicy lub drapieżne zwierzęta. Oddal się od celu, na mnie przychodzi kolej.