Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/198

Ta strona została przepisana.



ROZDZIAŁ XVIII.
Któżby nad jego nie bolał wyrokiem!

Nieszczęsny! jego matka opuszczona,
Z której bolesne wyniósł życie łona,
Na to oblicze łzawym patrząc okiem
Oglądałaby w nim, bez rozpoznania

Syna, cel drogi swojego kochania.
Walter Scott.

Ran Templ wziąwszy pod rękę swą córkę, udał się ku miejscu, gdzie Edward wsparty na swej fuzyi, patrząc na ptaka rozciągnionego pod jego nogami, zdawał się być w myślach pogrążonym i obecność Elżbiety bynajmniej nie osłabiła skutku rozmowy, jaką młody strzelec miał z sędzią. Obecność Marmaduka nie przerwała zabaw młodzieży zajmującej się w tej chwili roztrząsaniem, przy głośnych okrzykach, ceny i warunków, jakie podawał Brom mając wystawić na ich strzały nową ofiarę mniejszej wartości. Billy Kirby oddalił się z niechęcią. Natty i stary Indyanin znajdowali się o kilka kroków od swego młodego towarzysza, a ztąd oni jedni mogli słyszeć rozmowę, która tu przytaczamy.
— Nie zapomnę nigdy tego nieszczęścia, żem ciebie ranił panie Edwardzie — rzekł sędzia, lecz poruszenie młodzieńca gdy poznał głos? jego, i niepodobne do wyrażenia spojrzenie, jakie nań zwrócił, tak go zmięszały, iż przez chwilę słowa nie mógł przemówić.