Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/202

Ta strona została przepisana.

każda ze stron będzie mogła odstąpić od tej umowy, skoro to uzna stosownem dla siebie. Dosyć widoczny wstręt z jakim Edward przyjmował tę ofiarę, którą wielu na jego miejscu uważałoby za przewyższającą ich nadzieje, nie mało zdziwił Marmaduka, jego córkę i Ryszarda, a nawet zostawił w ich umyśle lekkie wrażenie nie bardzo dla niego pochlebne.
Skoro się strony, które zawarły pomiędzy sobą tę wzajemną umowę rozstały, rzecz ta naturalnie stała się przedmiotem podwójnej rozmowy. Naprzód zdamy sprawę z tej, jaka miała miejsce między sędzią, Elżbietą i Ryszardem.
— Pojąć nie mogę — rzekł pan Templ — co dom mój ma tak nieprzyjemnego dla tego młodzieńca. Zapewne to twa postać tak go przestrasza, Elżusio.
— Eh nie, braciszku, bynajmniej — rzekł Ryszard seryo — nie Elżbieta nabawia go bojaźni. Widziałeś kiedykolwiek mieszańca, któryby się mógł oswoić z myślą, iż żyć będzie z ludźmi ukształconymi? Pod tym względem oni gorsi są od dzikich. Czyliż nie postrzegałaś Elżusiu, jakie jego oczy obłąkane?
— Nie zrobiłam żadnego spostrzeżenia co do oczu jego, mój drogi wujaszku — odpowiedziała — chyba to tylko, iż wyrażały dumę całkiem nie na miejscu. Zaprawdę, mój ojcze, wytrzymałeś wielką próbę cierpliwości chrześciańskiej nastawając, jakeś to czynił, aby się on raczył zgodzić na przebywanie śród naszej familii. Co do mnie, zostawiłabym go w lasach z jego wielkiemi tonami. Prawdziwie jemu się zdaje, iż nam wielki okazał zaszczyt. I w którymże to pokoju myślisz go umieścić? U jakiegoż to stołu podasz mu nektar i ambrozyą?
— On jadać będzie z Beniaminem i Remarquable — rzekł pan Jones — nie zechcielibyście mu dać murzynów za towarzyszów. Chociaż to prawda, że on mieszaniec, lecz Indyanie wielce pogardzają czarnymi. Pewien jestem, iż umarłby prędzej z głodu, niż przystał na to, by łamać chleb z murzynem.