Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/21

Ta strona została przepisana.

— Dobrze, dobrze; skoro tylko wyjmą mi kulę, powrócę do was i przyniosę ćwiartkę daniela na święta.
Przerwał mu Natty, przykładając palce do ust na znak milczenia i ostrożnie schodząc z drogi, z oczyma wlepionemi na wierzchołek sosny. Upatrzywszy potem dobre stanowisko, stanął, odwiódł kurek i długą swoją rusznicę wymierzył w górę. Podróżni zdjęci ciekawością wysunęli się ze sani i wnet postrzegli cel jego strzału. Był to ptak miernej wielkości, tak ukryty wśród najwyższych gałęzi drzewa, że tylko głowę i szyję postrzedz mogli. W tem Bumpo strzelił, ptak trzepocząc się spadł na ziemię, pies rzucił się po zdobycz.
— Nazad Hektor! nazad stary łotrze! — zawołał Natty. Posłuszny pies wrócił do nóg swojego pana, ten nabił strzelbę bez najmniejszego pośpiechu, potem podjął ptaka bez głowy i rzekł, pokazując go podróżnym:
— To lepsze niż pieczeń danielowa na wieczór Bożego Narodzenia dla starca. A co sędzio, czy która wasza fuzya myśliwska dokazałaby tego, żeby z takiej mety zbić ptaka, nie szarpnąwszy ani jednego piórka? — Słowa te zakończył tryumfującym śmiechem, lecz śmiech jego był tak szczególny, że chociaż otworzył całą swą szeroką gębę, nie słychać było żadnego głosu, prócz jakiegoś świstu podobnego do ciężkiego dyszenia.
— Bywaj zdrów, młodzieńcze — dodał nakoniec — pamiętaj o Indyaninie; jego zioła lepsze, niż wszystkie plastry lekarzy. To rzekłszy, zawrócił się i drobnym lecz prędkim krokiem poszedł, albo raczej pobiegł w głąb lasu. Sanie także ruszyły z miejsca; podróżni jeszcze czas niejakiś wiedli wzrok za starym strzelcem, lecz wkrótce na zakręcie drogi Nataniela i psy jego stracili wszyscy z oczu.