Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/214

Ta strona została przepisana.

— Bardzo dobrze, bardzo dobrze mój ojcze — rzekła Elżbieta uśmiechając się i odwracając oczy — ale ponieważ ani słowa nie rozumiem języka Mohawków, spodziewam się, iż on do tyle będzie dobry, iż z nami zechce mówić po angielsku. Co do jego zachowania się, to należy do ojca czuwać nad niem.
— Bez wątpienia Elżusio — rzekł pan Templ zatrzymując ją jeszcze — lecz nie trzeba mu wspominać o przeszłości. Prosi mię o to, jak o szczególniejszą łaskę. Może się nieco jeszcze gniewa z powodu odebranej rany, lecz ponieważ jest bardzo lekka, spodziewam się więc, iż z czasem będzie nam przychylniejszy.
— Wszystko się stanie podług twej woli, mój ojcze — odpowiedziała — zapewniam was, iż nie zbyt mię dręczy ta niepowściągniona chęć wiadomości, którą zowią ciekawością. Przypuszczać będę, iż on jest synem Korn-Plantera, albo innego jakiego wodza, może i samego Wielkiego Węża, i podług tego będę z nim postępowała, aż dopóki mu się nie podoba ogolić pięknych włosów zostawiając tylko mały kosmyk, wziąć ode mnie z pół tuzina zausznic, zawiesić strzelbę na ramieniu i wrócić do lasów tak nagle, jak tu przybywa. Wejdźmy jednak mój ojcze dla wypełnienia obowiązków gościnności, gdyż zdaje mi się, iż on nie długo tu zabawi.
Marmaduk uśmiechnął się widząc dobry humor swej córki, podał jej jedno ramię, a drugie pannie Grant, i tak weszli do sali jadalnej, gdzie już znaleźli Edwarda siedzącego przy ogniu z miną, która wyrażała chęć rozgoszczenia się w domu, bez najmniejszej, ile można, ceremonii.
Wśród takich okoliczności pomnożyła się niespodzianie rodzina pana Templa. Zostawmy teraz naszego bohatera na czas niejaki przy powierzonych mu obowiązkach, które wypełniał umiejętnie i z wzorową ścisłością.
Odwiedziny majora Hartmana trwały przez czas zwyczajny, po czem pożegnał rodzinę Templa na trzy miesiące. Przez ten czas pan Grant musiał przedsiębrać wycieczkę