Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/219

Ta strona została przepisana.

rzystwa nie miały szczęścia go słyszeć, każdy bowiem zajęty był wsiadaniem na konia, lub pomaganiem damom w pomieszczeniu się na siodle. Orszak cały przebył ulice w największym porządku i zatrzymał się na chwilę przede drzwiami pana Le Quoi, wzywając go do towarzystwa na cu Francuz chętnie się zgodził i śpiesznie jął się osiodłania i okiełznania konia.
Wyjechali zatem z miasteczka drogą prowadzącą w góry. Ponieważ zaś śniegi marznące śród nocy, topniały od pierwszych promieni słońca, musieli więc jechać jeden za drugim brzegiem drogi, gdzie na twardszym gruncie pewniej mogły stąpać konie. Mało jeszcze było znaków życia roślinnego, powierzchnia ziemi przedstawiała widok nagi, chłodny i wilgotny, od czego krew ścinała się prawie w osadnikach. Część gruntów wykarczowanych była jeszcze pokryta śniegiem, lecz gdzie tylko słońce go stopiło, świetna i obfita zieloność, ożywiała nadzieje rolnika. Nic bardziej nie uderzało nad sprzeczność jaką przedstawiały ziemia i świat nad powietrzny. Kiedy bowiem na ziemi rozciągała się powłoka jednostajności i bezpłodności, wyjąwszy nie wiele miejsc, gdzie jakeśmy powiedzieli ukazywała się pierwsza zieloność przyszłych plonów, słońce z wysokich sklepień niebios, ciskało przenikające promienie, które rozlewały ożywcze ciepło po atmosferze, barwy lazurowej.
— Oto co się nazywa pora na cukier — zawołał Ryszard — mróz w nocy i ciepło rano. Idę o zakład, iż sok płynie teraz z klonów, jak woda pod kołem młyńskiem. Czem się to dzieje, braciszku Marmaduku, iż nie nauczysz swych dzierżawców wyrabiać cukru podług zasad racyonalnych. Możnaby to uskutecznić, choćby i nie tak uczonemu jak był Franklin, mój sędzio, wiem, że powiodłoby się to.
— Pierwszym przedmiotem mych starań — odpowiedział Marmaduk — jest zachować to źródło bogactw i przyjemności, i zapobiedz, aby nadużycia osadników nie wyniszczyły go do ostatka. Raz osiągnąwszy ten cel, dosyć będzie czasu do pracowania nad ustaleniem tego produktu.