Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/223

Ta strona została przepisana.

wała przestrzeń na kilkanaście morgów, którą możnaby przyrównać do ogromnej kopuły, której kolumny drzewa klonowe stanowiły, wierzchołki ich kapitele, a firmament sklepienie. Głębokie nacięcia bez najmniejszego starania zrobione były w pniu każdego drzewa w wielkiej odległości od korzenia; małe ścieki z kory olchowej albo farbierskiego drzewa przystosowane były w tem miejscu, aby po nich spływał sok, wylewający się częścią na ziemię, w części zaś do naczynia drewnianego, niezgrabnie wydrążonego, stojącego pod każdym klonem.
Dosiągłszy wierzchołka góry, towarzystwo zatrzymało się na chwilę, aby konie wytchnęły i aby rozejrzeć widok, który był nowym dla niektórych osób je składających. W tej chwili głos mocny dał się słyszeć w pewnej odległości, nucący niektóre strofy tego nienaśladowanego śpiewu, którego wiersze jeśliby je końcami jeden po drugim położono, rozciągnęłyby się od wód Konnektikutu do brzegów Ontario, i który się śpiewa na nutę znaną niegdyś i zrobioną w celu wyśmiania narodu amerykańskiego, lecz którą okoliczności uczyniły tak sławną, iż żaden Amerykanin bez żywszego bicia serca, słuchać jej nie może.

Ku wschodniej stronie widać ludne Stany,

My gór i lasów cieszym się widokiem;
Trzód naszych zawiść chciwem żąda okiem,
Nas ubogaca ruch czynnej zamiany.

Płyń nam słodyczy, płyn w cukrowym soku,
Twój rozciek wrzący niech zgęszczą płomienie;
Sen słodki na mem nie usiędzie oku
Póki w głaz twardy ciebie nie przemienię.

Mamy tu z klonu dobroczynnych darów
Dach, ogień, żywność, cukrowe napoje,
Osłodę chińskiej rośliny wywarów.

Ilekroć łono otworzy nam swoje.