Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/257

Ta strona została przepisana.



ROZDZIAŁ III.
Ratujcie! panowie, ratujcie! ryba wpadła pomiędzy sieci, jak słuszna sprawa biednego człowieka pomiędzy formy prawnicze.
Perikles z Tyru.

Wiosna zbliżała się obecnie i rozwijała tak szybko, jak rzadkie dotąd były jej tchnienia. We dnie powietrze jednostajnie było łagodne i sprzyjało rozwijaniu się roślin, a lubo noce były jeszcze chłodne, niedoświadczano atoli podczas nich mrozu. Krzewiny rozlegały się pieniami tysiąca ptaków, liść topoli amerykańskiej powiewał w lesie; drzewa zaczęły przywdziewać swoje ozdoby, dąb opieszały już swoje pączki rozwijał, a powietrzny rybołów czatował na zdobycz swoją nad brzegami jeziora.
Jezioro to słynęło z obfitości i gatunku ryb swoich. Zaledwo zniknęły lody, wnet ukazały się na niem czółna unoszące rybaków uzbrojonych wędami, które zdradziecką przynętą mieszkańców wodnych zwabiały. Ale rybołowstwo na haczek było środkiem bardzo powolnym dla niecierpliwości Ryszarda Jonesa, a ponieważ pora nadeszła, w której łowienie ryb niewodem było dozwolone według rozporządzenia ustawy, otrzymanej na żądanie samego pana Templa, ogłosił przeto swój zamysł wyprawienia tej rozrywki następnej nocy.