Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/258

Ta strona została przepisana.

— I ty będziesz z nami kuzyneczko Elżusiu i miss Grant także, pokażę panu panie Edwardzie co to jest łowić ryby, bo to nie jest rybołowstwo, przepędzać po kilka godzin piekąc się na słońcu, jak brat Marmaduk, albo ziębnąć nad dziurą wyrąbaną w lodzie, dla pochwycenia nędznego pstrąga, a częstokroć i nic nie złowić po takiej męczarni. Nie, nie, daj mi porządny niewód, od pięćdziesiąt do sześćdziesiąt łokci długości, daj mi dobrych flisów do kierowania barką, posadź Beniamina u steru, a zobaczysz jak tysiące ryb z wody wyciągnę. Owoż, co się według mnie rybołówstwem nazywa.
— Ty nie pojmujesz Ryszardzie przyjemności chwytania ryb na wędkę, przez co się je oszczędza. Widziałem nie raz, jak po wyciągnięciu niewodu, zostawiałeś tyle ich na brzegu jeziora, iż byłoby czem karmić pół tuzina rodzin zgłodniałych przez ośm dni przynajmniej.
— A rozumiesz, iż nikt ich nie pozbierał? — odpowiedział szeryf. Nie, nie chcę z tobą braciszku sporów prowadzić w tej mierze; mówię tylko, że następnej nocy łowić będę ryby niewodem, i zapraszam wszystkich do znajdowania się tam, ażeby mogli między nami sprzeczkę rozstrzygnąć.
Przez resztę dnia Ryszard wyłącznie się zatrudniał przygotowaniami do tego ważnego dzieła, i jak tylko słońce horyzont opuściło, wsiadł do łódki z wybranymi przez siebie rybakami, dla udania się do wybiegłego w jeziorze przylądku, leżącego na zachodnim brzegu. Przechadzka w tej porze była bardzo przyjemna, wieczór albowiem zdarzył się ciepły i pogodny, grunt był suchy i twardy, Marmaduk przeto wybrał się ze swoją córką, Ludwiką i Edwardem, obchodząc wybrzeżem jeziora dla połączenia się z rybakami, po drugiej jego stronie.
— Czas jest ażebyśmy poszli — rzekł do swoich towarzyszek — mamy albowiem porządną milę odległości, księżyc zajdzie nim przybędziemy na miejsce, a trzeba konie-