się moja kochana Elżbieto, że będziesz miała tyle roztropności, że na nią nie siądziesz.
— Siądę niewątpliwie — odpowiedziała miss Templ, i posuwając się za starym Indyaninem wskoczyła lekko do czółna, gdzie na miejscu wskazanem usiadła. — Panie Edwardzie, możesz pozostać, trzy osoby, zdaje mi się dosyć na tę orzechową łupinę.
— Może ona wybornie ponieść czterdzieści — odpowiedział Edward, wskakując tam z porywczością od której łódka się zachwiała. — Przebacz miss Templ, ale nie mogłem zgodzić się, ażeby ci dwaj zacni Charonowie prowadzili ją w państwo ciemności, bez towarzystwa jej geniusza.
— Dobryż to jest czy zły geniusz? — zapytała miss Templ z uśmiechem.
— Dobry dla pani — odpowiedział młodzieniec, dobitniej dwa ostatnie wyrazy wymawiając.
— I dla moich — dodała Elżbieta z twarzą w pół uradowaną, w pół markotną. Ale ruch czółna odbijającego w tej chwili od brzegu, inny jej wyobrażeniom nadał kierunek, i nastręczył Edwardowi bardzo dobry pozór wyminięcia odpowiedzi na tę uwagę. Zdawało się Elżbiecie, iż łódka płynęła, jakoby siłą czarodziejską unoszona po wód powierzchni, z taką łatwością John Mohegan umiał ja prowadzić. Najmniejsze skinienie Nattego hakiem, wskazywało mu kierunek jakiego się miał trzymać, i wszyscy głębokie milczenie zachowywali, ostrożność ta bowiem potrzebna dla pomyślnego ryb połowu.
Przybyli wkrótce na miejsce, w którem woda niewielką miała głębokość. Na takich tylko właśnie wiosną znajdują się okunie, gdzie je można łowić sieciami. Ponieważ światły okręg otoczył łódkę, sprawiony od płomienia, który Natty w jednostajnej mierze utrzymywał, Elżbieta gromady ryb tych przechodzące widziała w massach tak skupionych, iż zdawało się, że na oślep hak cisnąwszy, niepodobna było którejkolwiek z nich
Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/276
Ta strona została przepisana.