— Nie praw mi o kopalniach Ryszardzie, mam święty do wypełnienia obowiązek i chcę się z niego niezwłocznie uiścić. Potrzeba, ażebym dzień dzisiejszy cały poświęcił na pisanie, i żebyś ty posłużył mi za sekretarza. Albowiem nie myślę zwierzać się Edwardowi w interesie tak ważnym i wymagającym tajemnicy.
— Nie, nie, bracie Marmaduku, masz mnie, jak raz, na to. Ja tylko, ja sam jedynie mogę ci służyć w tem zdarzeniu. Jesteśmy dziećmi dwóch sióstr rodzonych, a krew, jakby nie było, najściślej spaja związki przyjaźni. Co się zaś tycze kopalni srebra, nic nas nie nagli, obejrzymy ją innym razem tak dobrze, jakby i dzisiaj. Potrzeba zapewne, ażeby Dirky Van przyszedł do ciebie?
Na odpowiedź Marmaduka, potwierdzającego to zapytanie, Ryszard go opuścił, a znalazłszy Aggego polecił mu, ażeby schodził i uwiadomił, iż pan Dirk Van der School dla pomówienia z sędzią Templem oczekiwany jest natychmiast.
Dwaj prokuratorowie osiedli już byli w tej epoce w miasteczku Templtonie, uważanem za stolicę nowej osady tego powiatu. Nasi czytelnicy już jednego z nich, pana Lippeta, poznali w wigilią Bożego Narodzenia na zgromadzeniu w oberży Śmiałego Dragona.
Drugim był pan Dirk Van der School, którego Ryszard poufale Dirky Van nazywał. Wielka dobroć duszy, dosyć nauki w prawoznawstwie, i zacność, jak na jego profesyą, w znakomitym stopniu, były przymiotami odznaczającemi tego prawnika, którego także niekiedy Hollendrem, niekiedy uczciwym adwokatem nazywano. Powinniśmy atoli uprzedzić tych naszych czytelników, którzyby chcieli najrozleglejsze ich znaczenie do wyrazów przywiązywać, że jak nie można na tym świecie sądzić inaczej, tylko przez porównanie i wzgląd na okoliczności, pan Dirk Van der School zatem, winien może był sąsiedztwu pan Lippeta zaszczytny przymiotnik, którego na oznaczenie go używano.
Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/286
Ta strona została przepisana.