Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/288

Ta strona została przepisana.

okryły się żywszym rumieńcem, a oczy tracąc wyraz melancholijny, przybrały wyraz żzjęcia mocniejszego nad ciekawość.
— I jakimże sposobem było można poznać pana panie Edwardzie? — zapytała go.
— Jakto! — zawołał Edward, poglądająe to na Elżbietę, to na Ludwikę, której twarz pełna słodyczy była również jak jej przyjaciółki ożywiona — widziałyście mię codziennie od tak dawnego czasu, i jeszcze mię nie znacie?
— Oh, proszę mi darować — rzekła Elżbieta ze złośliwym uśmiechem. Wiemy, że się pan nazywasz Olivier Edward i nawet żeś dał do zrozumienia, iż jesteś tutejszym krajowcem.
— Moja kochana Elżusiu — zawołała Ludwika, drżąca jak listek osinowy, i aż po białka oczu zarumieniona — źleś mię zrozumiała. Ja tylko mówiłam na domysł. Wreszcie gdyby nawet pan Edward i miał jakich krewnych pomiędzy krajowcami tutejszymi, czemże my lepsze od niego jesteśmy, a przynajmniej ja, córka ubogiego kapłana?
— Twoja uniżona pokora Ludwisiu za daleko się posuwa — powiedziała Elżbieta — córka ministra ołtarza nic wyższego nie zna nad siebie. Ani pan Edward, ani ja, nie możemy się z tobą porównywać, chybaby — dodała z uśmiechem — jegomość był zamaskowanym książęciem.
— Masz słuszność miss Templ — odpowiedziała Ludwika — wierny sługa króla królów, nie jest niższym od nikogo na ziemi. Ale ten zaszczyt jemu tylko służy osobiście. Nie przechodzi on z krwią na potomstwo, i ja jestem tylko córką ubogiego i bez przyjaciół człowieka. Dla czegożbym się miała sądzić wyższą od pana Edwarda, ponieważ on jest... może... krewnym bardzo dalekim Johna Mohegana?
— Zastanowiwszy się — odparł Edward — powinienem się zgodzić, że moje tu położenie jest nieco dwuznaczne; chociaż mogę powiedzieć, żem go krwią moją okupił.
— I jeszcze krwią jednego z władców przyrodzonych tej ziemi — rzekła ze złośliwym uśmiechem Elżbieta.