Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/291

Ta strona została przepisana.

krotnie skorzystali, na czem się postrzedz z czasem miał dosyć rozsądku, nabył przeto stąd zwyczaju tak działać jak mówić z rozwagą i powolnością. Wszystkie jego postępki metodą i doładnością trąciły a jego odezwanie, tak było poprzedzielane nawiasami, iż niekiedy w trudną się do zrozumienia zagadkę zamieniało.
— Dzień dobry panie Van der School — rzekł Edward — zdaje się, że panu dziś roboty nie zabraknie.
— Dzień dobry mości panie Edwardzie (jeżeli takie jest jego imie, albowiem, ponieważ pan jesteś tu obcym, nie mamy na to innych dowodów tylko pana własne oświadczenie). Tak się zdaje (chociaż pozory częstokroć mylą, nad czem nie mam potrzeby zatrzymywać uwagi człowieka obdarzonego takiem jak pan pojęciem) że mi dziś roboty nie zabraknie.
— Masz tam, zapewne, niektóre papiery, któreby może potrzeba była przekopiować. Mogęż mu w tej mierze stać się przydatnym?
— Tak jest, mam tam zapewne niektóre papiery (i dobrze sądzisz, że ich bez przyczyny nie zabrałem) któreby potrzeba było przekopiować.
— A więc zgoda panie Van der School, pójdę z panem do jego domu, dasz mi te, któreby mu się zdawały, a jeżeli interes jest naglący, gotów jestem przez całą noc pracować.
— Miło mi zawsze będzie oglądać pana panie Edwardzie, bądź u mnie (i to jest szczere chociaż jest rzeczą niezawodną, że grzeczność nie pozwoliłaby mi inaczej powiedzieć, żebym nawet myślał przeciwnie) bądź w innem jakiemkolwiek miejscu. Ale te papiery są konfidencyonalne (a panu nie potrzeba tłumaczyć znaczenia tego wyrazu), i sędzia Templ zalecił mi, ażebym ich nie pokazywał nikomu.
— W takim razie panie, nie mogąc się panu przydać, życzę mu dnia dobrego. Ale proszę pana ażebyś powiedział sędziemu Templowi, jak się z nim zobaczysz, iż jeżeli ma