Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/300

Ta strona została przepisana.

— Zacny młodzieniec! — zawołał stary myśliwiec rzucając na niego wzrokiem najżywszego interesu pełnym. Prawdziwa krew jego rodzeństwa płynie w jego żyłach, i ja to w obliczu sędziego Templa i we wszystkich sądownictwach krajowych utrzymywać będę. Co mówisz na to Moheganie? Nie jestże to prawda? Nie jestże to krew prawdziwa?...
— On jest Delawarem, on jest moim bratem — odpowiedział Mohegan. Młody Orzeł jest dzielnym, on się urodził na wodza i żadne go nieszczęście spotkać nie może.
— Dobrze, dobrze, moi poczciwi przyjaciele — zawołał Edward z pewną niecierpliwości oznaką — nie mówmy więcej o tem. Jeżeli ja nie zostanę tem wszystkiem co sobie wyobrażacie, nie będę przeto mniejszym przyjacielem waszym przez całe moje życie, mówmy o czem innem.
Starzy myśliwcy ustąpili jego żądaniom, które zdawały się być prawem dla nich. Całą uwagę na swoje wędy zwrócili, dostali ryb kilka, i głębokie milczenie przez czas niejaki panowało. Edward czując zapewne, iż rozpoczęcie rozmowy do niego należało, odezwał się nakoniec z wyrazem twarzy człowieka niemyślącego wiele o tem co mówi.
— Jak to jezioro spokojne jest i ciche! Czyś go widział kiedy piękniejszem, jak teraz, Natty?
— Od lat czterdziestu pięciu znam jezioro otsegskie — odpowiedział stary myśliwiec — i mogę powiedzieć, że się nie znajdzie w całym kraju przeźroczystsza i rybniejsza woda. Tak, tak, był czas, w którym się sam jeden tu znajdowałem i to był czas bardzo dobry. Znajdowało się zwierzyny tyle, ile się jej pożądało, i nikogo nie było ktoby zakłócił moją spokojność, chyba od czasu do czasu gromada Delawarów, przybywająca na łowy w góry, a niekiedy oddział tych niegodziwców Irokanów. Było także dwóch Francuzów, którzy dwie Indyanki zaślubili, i którzy osiedli na płaszczyznach zachodnich, i kilku Irlandczyków z doliny wiśniowej, którzy przychodzili niekiedy poławiać pstrągi lub okunie w jeziorze, stosownie do pory roku i tym