daniu był z wędką w ręku, nie mamy przeto co się lękać, ażeby nas nie zeszli, co zawsze byłoby rzeczą nienajprzyjemniejszą.
— Ja na mojej ziemi mam prawo iść wszędzie, gdzie mi się tylko podoba — odpowiedział Marmaduk — i nie lękam się, ażeby mię ktokolwiek bądź nie zszedł.
— Ciszej! — rzekł Ryszard, do ust palec przykładając i prowadząc go na dół ścieżką stromą i przykrą, wszedł z nim razem do jakiejś jaskini w boku skały wykutej, której kszałt podobny był do ogromnego komina. Kupa ziemi świeżo nakopanej leżała na przodzie. Widok jaskini nasuwał powątpiewanie, czyli ona była dziełem natury, lub też czyli ręka ludzka kształt ten jej nadała w czasach bardzo oddalonych. Ale nie było żadnej wątpliwości, że pracowano niedawno we środku, albowiem widziano tam jeszcze wrażenia świeże motyki. Jaskinia ta była wydrążeniem, około dwudziestu stóp szerokości, a dwoje tyle długości obejmującem. Boki były z kamienia kruchego, ale żywa skała, dno i drogę do niej stanowiła. Na wstępie do jaskini była mała wyniosłość utworzona częścią przez naturę, częścią z ziemi wyrzucanej przez tych, którzy wewnątrz pracowali. Na końcu tej góry, wyniosłość była stroma i prawie pionowa, i dla chcących na nią wstąpić pochyłość była trudna i nawet niebezpieczna. Rzeczą było oczywistą, że roboty, któremi się zajmowano nie były jeszcze ukończone, albowiem szeryf znalazł w chróstach narzędzia, które służyły robotnikom.
— A cóż bracie Marmaduku, czy jesteś teraz przekonany? — zapytał sędziego, kiedy mniemał, że dał mu dosyć czasu dla przypatrzenia się miejscu.
Przekonany, że w tem, co tu widzę, jest coś tajemniczego, czego ja sobie wytłumaczyć nie potrafię — odpowiedział Marmaduk. Miejsce jest bardzo dobrze wybrane, ustronne, trudne do odkrycia, ale najmniejszego śladu żadnego minerału nie upatruję.
— Spodziewasz się więc znaleźć złoto i srebro, jak kamienie na ziemi? Rozumiesz, że dollary jak z mennicy
Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/336
Ta strona została przepisana.