Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/363

Ta strona została przepisana.

Braw w kształt ludzki się przerabiać zaczął i przy skąpem gwiazd świetle, poznał Aggego.
— A tyż do licha co tu robisz murzynie? czy dom dla ciebie nie dosyć ciepły, abyś miał jeszcze Brawa z budy wypędzać i sam się w jego słomę pakować?
Tu murzyn zaczął się tłumaczyć zwykle niezrozumiałym sposobem, bredził o okropnym przypadku, o śmierci, o wykopanej jamie, pilnowaniu ciała, bez związku i ładu.
— Umarł! i pogrzebiony! — powtórzył Ryszard głosem zmięszanym — czy nie przypadek jaki Beniaminowi się zdarzył? Wiem, że chorował, ale to com mu radził w piątek, powinno go było uzdrowić.
— O nie, to gorzej jeszcze! — odpowiedział murzyn — daleko gorzej! — i znowu mieszał nie do zrozumienia o spacerze Elżbiety i panny Grant, sforował Nattego Bumpo z psem nieszczęśliwym, strzelał w panterę, ubijał kobietę, i chciał pokazywać jak leży nieżywa.
Wszystko to było przedziwnie niezrozumiałe dla Ryszarda, ale Aggy zbiegłszy do kuchni przyniósł latarnię i pokazał mu rozciągniętego przy budce Brawa pływającego we krwi, którego murzyn uczcił przykryciem surduta. Ryszard nowe zadawał pytania i podobnież niepojęte otrzymywał odpowiedzi, gdy drzwi od sieni się otworzyły i wyszedł Beniamin ze świecą w ręku. Szeryf wstąpił do domu natychmiast, oddawszy wprzód konia Aggemu i polecając nad nim staranie.
— Powiedz mi Beniaminie, co się to wszystko znaczy? Jakim sposobem pies ten zabity? I gdzie jest miss Templ?
— W swojej kajucie.
— A brat Marmaduk?
— W izbie kapitana jak zazwyczaj.
— Ale jakim sposobem Braw zginął?
— Wszystko to tu znajdziesz — odpowiedział Beniamin pokazując na tabliczkę kamienną. Przy niej na stole stał dzban toddy prawie próżny, lulka z której się jeszcze kurzyło i stara książka do nabożeństwa.