Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/366

Ta strona została przepisana.

— Nie lubię tej mieszaniny twoich z mojemi interesami, to przyczynia niewyrozumiałości. Kupię ci drugą, tabliczkę na twoje osobiste notaty.
— Już nie potrzeba, panie Jonesie, gdyż przewidując, że często do tego portu przybijać będę, ułożyłem z Betty rachunek, póki ładunek rumu trwać będzie, ona kredką znaczy za drzwiami, a ja karby na drzewie zarzynam.
Kończąc te słowa pokazał ten gatunek rejestru, na którym już było pięć głębokich razów.
Ryszard spojrzał i znowu na tablicę zwrócił uwagę.
— Cóż znaczy jeszcze ta familia małp i szczurów?
— Proszę z uszanowaniem panie Jones. Ta pierwsza figura, którą po lewej stronie postrzegasz jest miss Lizzy, a ta druga na stronie to córka pastora.
— Elżbieta i miss Grant! A cóż one robią w moim dzienniku?
— A co one robiły naprzeciw pantery, która im drogę zastąpiła, a którą pan szczurem nazwałeś? Ten zaś drugi nad którym kreska odrysowana jest biedny Braw, zginął on śmiercią walecznych, jakby admirał jaki walcząc za króla i za ojczyznę. A tamta osoba...
— Chcesz mówić straszydło.
— Tak, w rzeczy samej ma coś strasznego w postawie, i jak mi się zdaje, nic podobniejszego w życiu mojem nie odrysowałem, to Natty Bumpo, który zabił panterę, która chciałaby zabić, a może i co gorszego zrobić z obiema naszemi panienkami?
— Nie pojmuję co znaczą te wszystkie szarady?
— Tak, szarady! Dziennik Boadycei tak jasno i tak dokładnie nie był utrzymywany.
Tysiące pytań zadając, Ryszard ledwo otrzymać potrafił obszerniejsze opisanie wypadku zdarzonego w lesie, czem tak był wzruszony, iż nie śmiał patrzeć dalej na tablicę, ochłonąwszy wkrótce, gdy rzucił okiem na nowo, hieroglify na niej porysowane zdały mu się jeszcze bardziej niezrozumiałe.