Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/376

Ta strona została przepisana.

— Niechaj napiszą — rzekł sędzia — iż oskarżony zeznał, że nie jest winien.
Pan Van der School miał głos na poparcie winy, poczem przywołano do kratek Hirama Doolittla aby złożył swoją żałobę. Ten w wykładaniu szczegółów sprawy, zgodnie mówił z prawdą, lecz w takiem świetle starał się wszystko wystawiać, by obecnych umysły przeciągnąć na swoją stronę i razem przygotować w nich niechęć ku oskarżonemu. Gdy skończył, pan Lippet prosił, by mu pozwolono skarżącemu zadawać pytania.
— Czy jesteś pan sługą sądowym, naszego powiatu?
— Nie, panie, jestem sędzią pokoju.
— W takim razie, panie Doolittlu, w obec sądu pana zapytuję, odwołuję się do własnego jego sumienia i do znajomości prawa jaką posiadasz, czy miałeś pan moc, w charakterze piastowanej godności na wejście do domu obywatela pomimo jego woli.
— Hm! mniemam... to jest zdaje mi się że... ściśle rzeczy biorąc, nie miałem zupełnie prawa, lecz... zważając naglącą potrzebę... dodać winienem, że sługa sądowy by zanadto niedbały w wypełnieniu swojej powinności... jedno z drugiem... zdawało mi się, iż powinienem był wziąć to na siebie.
— Lecz mój panie, ten starzec, ten człowiek bez wsparcia, bez przyjaciół, nie zabraniałże panu wejścia do jego domu?
— Oh! mogę mówić, że był bardzo w złym humorze... i nie miał do tego słusznych powodów, gdyż pomijając formalność, były to tylko odwiedziny sąsiada.
— Czy tak! — odezwał się Lippet — były to odwiedziny sąsiada. Proszę panów przysięgłych aby raczyli pamiętać te słowa skarżącego. Że to tylko sąsiad do sąsiada przychodził, zatem te odwiedziny sankcyi prawa nie miały. Powtarzam jeszcze panu moje zapytanie, czy obwiniony nie wzbraniał panu wstępu do domu?