Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/387

Ta strona została przepisana.

cych widział, przynajmniej nie było w nich tej dzikiej radości, jaka zwykle w podobnych razach się pokazuje, ani usłyszał nędznego urągania, od którego się rzadko ślepy motłoch wstrzymywać potrafi.
Gdy pachołek sądowy dźwigał brzęczące łańcuchy i zamykał okowy, Beniamin idący ciągle obok więźnia, odezwał się głosem swarliwym, jakby chcąc szukać powodu do sprzeczki:
— Jakież to głupstwo wbijać obręcze żelazne na nogi człowieka, jak na jaką beczkę! Powiedz mi mości strażniku, czy to jemu pić przeszkodzi? czy to jemu nogę skrzywi? słowem, do czego to potrzebne?
— To taki wyrok sądowy — odpowiedział pachołek — a zatem zdaje mi się, że prawo tak chciało.
— Tak, tak, ja wiem że prawo tak chciało, ale pytam do czego to służy? Wszakże to nie nie boli, a kilka minut siedzenia kończy wszystko.
— To nic nie boli, Ben-Pompo! — zawołał Natty wzrokiem politowania potrzebującym rzucając na niego. Czyż to nie boli siedmdziesięcioletniego człowieka, być wystawionym jak źwierzę na widowisko? Czyż nie boli starego żołnierza, który przetrwał całą 56go roku wojnę, który w siedmiudziesiąt sześciu potyczkach widział nieprzyjaciela, kiedy się ogląda w takiem położeniu, że go dzieci palcem mają prawo wytykać przy schyłku lat jego? Czyż i to nie boli, że człowiek uczciwy poniżony jest na równo z dzikiemi źwierzętami?
Beniamin nic nie odpowiedział, lecz wzrokiem groźnym i przenikliwym pozierał na tłumy, i gdyby był spotkał oblicze czyje ze śmiechem na ustach, z pogardą lub uciechą, nie obeszłoby się bez kłótni, nie spotykając tylko samą ciekawość lub nawet litość na twarzach, siadł z mocnem postanowieniem obok starego Strzelca i żelazne obręcze sam sobie ha nogi pozakładał.
— Dalej, do roboty panie strażniku, wkładaj okowy, zamykaj łańcuchy, a jeśli jest kto ciekawy i ma chętkę wi-