Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/405

Ta strona została przepisana.

— Ponieważ Natty nie chce przyjąć tych pieniędzy rzekła Ludwika — możesz one oddać Edwardowi, dodawszy do tych, te, które mój ojciec...
— Cicho! — rzekła Elżbieta słyszę szelest na sianie. Boże!żeby ich nie odkryto!
Przychodząc do miejsca przy którem wóz się był zatrzymał, postrzegły Nattego i Edwarda mocno zajętych wyciąganiem Beniamina przez otwór, którego korpus ledwo się mógł przecisnąć, leżał więc zadławiony jak belka której miejsce wtenczas zastępował. Wyciągnąwszy postawili go na nogach, lecz bez pomocy ściany równowagi nie mógł utrzymać.
— Wrzuć siano nazad do wozu — rzekł Natty — widzianoby bowiem jakiego użyliśmy sposobu do ucieczki.
W tej samej chwili światło przez otwór błysnęło z więzienia i razem prawie usłyszano głos odźwiernego.
Gwałtu! w pomoc! łapajcie! światło znikło, a kilka głosów powtórzyły podobne wołanie wewnątrz więzienia.
— Ten pijanica — rzekł Edward — nie jest w stanie iść z nami, trzeba go tu zostawić.
— Kogo... kogo... kogo to nazywacie pi... pijanica? — zawołał Beniamin.
— O nie, nie — odpowiedział Natty — on mnie połowę wstydu pręgierza oszczędził, nie zostawię go jednego w kłopocie.
Usłyszano natenczas jak kilka osób wychodziło z oberży Śmiałego Dragona, i poznano między innemi, głos Billego Kirby:
— Co tam za wrzawa — mówił — w więzieniu, pójdźmy zobaczym co się tam dzieje.
— Rzućcie go na wóz, na siano — szepnęła Elżbieta do Edwarda, mimo nich przechodząc — i zatnijcie woły.
— Bóg cię natchnął tą myślą — rzekł Edward.
Wziąwszy go więc z Nattym włożyli na siano, dali bicz w ręce i popędzili woły, które się powoli ruszyły. Sami tymczasem pomknąwszy wzdłuż murów, pod zasłoną