Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/412

Ta strona została przepisana.

przyrzekłszy wrócić do niej jak będzie można najprędzej, zaczęła iść na górę. Chyżym i śmiałym krokiem postępowała, troszcząc się, by w porę przybyła na umówioną godzinę, przetrzymana zanadto długą historyą pana Le Quoi. Nieraz jednakże dla wytchnienia zastanawiać się musiała, przypatrywała się natenczas nagłym odmianom jakim dolina uległa. Długo trwające upały wysuszyły wszelką roślinność, pożółkła jej zieloność, znikł cały powab czarodziejskiej piękności pierwszych dni lata. Niebo nawet upragnione zdawało się równie z ziemią cierpieć, mgły podobne do piasczystych obłoków zachmurzały widok słońca, kropli wilgoci w atmosferze nie było. Wiatr niekiedy rozdzielał te masy pływające w powietrzu, wtenczas tylko błękit czystego nieba dawał się widzieć, jakby przyrodzenie samo zgromadzało sposoby do dania pomocy zmęczonej ziemi. Powietrze gorące zmuszało Elżbietę do częstego odpoczynku.
U szczytu tej góry, nazwanej przez sędziego Templ górą Widzenia, była mała płaszczyzna, wytrzebiona umyślnie dla pięknego z niej widoku na miasteczko, jezioro i całą dolinę. Tamto Elżbieta wyobraziła sobie, że na nią czekać będzie Natty, pośpieszyła więc o tyle o ile jej dozwoliły ułamki skał porozrzucane, powalone drzewa, pnie, krzaki, słowem wszystkie przeszkody lasu od wieków staraniom natury zostawionego. Mocne przedsięwzięcie wszystkie trudy przełamało, doszedłszy do miejsca, spojrzała na zegarek i kilku minut jeszcze nie dostawało do umówionej godziny.
Obejrzała się na wszystkie strony szukając Nattego i wkrótce przekonała się że nie było go na wytrzebionej płaszczyźnie. Sądziła jeszcze że się ukrył przez ostrożność, całą więc przestrzeń w koło obeszła przezierając gęstwinę o ile wzrok mógł w niej zasięgnąć, lecz go nie postrzegła nigdzie. Nareszcie przekonana że śmiało odezwać się może w tak odludnem miejscu, odważyła się zawołać.