jego cała oznaczała indyjskiego wojownika przygotowanego do wydarzenia czegoś niezwyczajnego.
— Ha! Johnie — rzekła Elżbieta zbliżając się do niego — jakże ci zdrowie służy Moheganie? Dawnośmy cię w miasteczku widzieli. Przyrzekłeś mi wypleść koszyk z łozy, i miesiąc upływa, jak czekam na ciebie z uszytą koszulą.
Patrzał na nią Indyanin nie nie odpowiadając, po chwili cichym i gardłowym rzekł głosem:
— Ręka Johna już nie może wyplatać koszyków. Koszula już mu niepotrzebna.
— Lecz gdyby potrzebował, wie gdzieby ją mógł dostać. Wierz mi, stary Johnie, ciebie uważam jako mającego przyrodzone prawo do tego, abyśmy potrzeby twoje zaspakajali.
— Córko, słuchaj wyrazów moich. Sześć razy lat dziesięć upłynęło od czasu, kiedy John wiosnę życia swojego poczynał. Był on natenczas urodziwy jak sosna, prosty jak linia wystrzału Sokolego Oka, silny jak bawół, zręczny jak lampart i waleczny jak Młody Orzeł. Gdy naród jego miał Makwów do ścigania przez kilka słońc, oko Szyngaszguka umiało wynajdywać ich ślady. Żaden wojownik nie przynosił z bitwy tyle czaszek nieprzyjacielskich. Kiedy kobiety płakały, nie mając czem dzieci nakarmić, on był pierwszy do polowania, jego kula dościgała daniela najbardziej rączego. O koszykach, nie myślał on wówczas.
— Czasy się odmieniły, Johnie, zamiast bić nieprzyjaciół, nauczyłeś się Boga obawiać i w zgodzie żyć z ludźmi.
— Spojrzyj na to jezioro, córko moja, spojrzyj na góry i na dolinę, John młodym był jeszcze, kiedy wielka rada jego ludu, oddała Pożywaczowi Ognia ten kraj i wszystko co się w nim zawiera, poczynając od góry, której w oddaleniu widzisz błękitne czoło, aż do miejsca gdzie wzrok twój widzieć przestaje bieg Suskehanny. Żaden Delawar nie zabiłby daniela w tym lesie, ani ptaka przelatującego ponad tą ziemią, ani ryby w tej wodzie pływającej, bo oni to wszystko jemu oddali, bo jego kochali, gdyż on był
Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/414
Ta strona została przepisana.