Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/42

Ta strona została przepisana.

Droga, jakeśmy to już powiedzieli, była tak ciasna, iż nie można było zawrócić w tem miejscu, nie naraziwszy konie na wpadnięcie do kamieniołomu, który tam powstał w skutek wydobywania kamieni, służących na budowę miasteczka. Kamieniołom był zbyt głęboki i przytykał do brzegu drogi, ale zostawiono drożynę dla wozów, któremi po kamienie zjeżdżano. Chodziło więc o to, ażeby przy zawrocie nie kierować koni na tę drożynę, która dosyć stromo na dół spadała, co nie było bardzo łatwo, kierując czterema końmi. Aggy radził wyprządz dwa przednie, i Marmaduk bardzo nalegał o tę ostrożność. Ale tych uwag Ryszard ze wzgardą słuchał.
— I na cożby się to zdało, proszę, bracie Marmaduku, konie są tak spokojne jak baranki. Wszakże ja sam ujeżdżałem siwoszów, co zaś do wronych, te są pod biczem, i jakkolwiek narowiste, potrafię ja niemi kierować, pójdą prościuteńko gdzie zechcę. Oto p. Le Quoi, który wie dobrze jak ja wożę, ponieważ niejednokrotnieśmy razem przejażdżki odbywali. Niech powie, jeżeli tu cień jaki jest niebezpieczeństwa.
Grzeczność francuzka nie pozwoliła mu zaprzeczać pewności, z jaką R. Jones wynosił swoje talenta furmańskie, jednakże nic nie odpowiedział, ale ze zgrozą i przerażeniem wpatrywał się w przepaść na dwa tylko kroki odległą. Na twarzy majora niemieckiego malował się spokój pozorny, ale żadne poruszenie nie uszło jego baczności. P. Grant trzymał się oburącz za brzeg sani, jak gdyby gotów był wyskoczyć na ziemię, ale bojaźń przeszkadzała mu chwycić się zbawienego środka, który podawała chęć ujścia niebezpieczeństwa.
Tymczasem Ryszard, za pomocą bicza zmusił konie do porzucenia bitego gościńca i dwa lejcowe skierował na drożynę wiodącą do kopanicy. Ale za każdym krokiem nogi ich coraz głębiej tonęły w śniegu, a skorupa która go pokrywała, jakeśmy to już powiedzieli, gruba na dwa albo trzy palce, łamała się pod ich nogami i boleśnie je kale-