mywała Elżbietę, ale gdy już wyjście było niepodobne, okropność położenia całą moc na nią wywarła, jak gdyby dotąd zrozumieć jeszcze nie mogła ogromu nieszczęścia.
— Przeznaczenie chciało, aby ta góra zawsze dla mnie była fatalną — rzekła głosem przerywanym z przestrachu — grób nasz tutaj znajdziemy.
— Nie trać odwagi, miss Templ, jeszcze nas nie odbiegła nadzieja — rzekł Edward, ale pomieszanie na twarzy jego mówiło inaczej. — Trzeba rozpoznać tę stronę skały, może znajdziemy miejsce do zejścia podobne.
Przebiegli tę stronę ostatnią, ale wszędzie skała ostro ścięta kończyła się gładką ścianą, nawet nie miała szpary do postawienia nogi. Poznał Edward, że zejście było niepodobne i z rozpaczą wyszukiwał innych sposobów.
— Nasze ostatnie, nasze jedyne wybawienie — rzekł stroskany — byłoby spuszczenie pani na dół tej skały. Ale jak tego dokazać? Gdyby Natty był tutaj, gdyby z osłupienia ocucić można było starego Indyanina, możeby na to wynaleźli sposób, ich umysł jest twórczy, lecz ja w tym razie jestem dzieckiem, nic pojąć, nic wymyśleć nie zdolny. Jednakże, trzeba spróbować, tak, trzeba wszystkiego się chwytać, aby ciebie wyrwać z tak okropnej śmierci.
— Lecz nie myśl o mnie jednej, Edwardzie, pamiętaj też o sobie i o Moheganie.
Już on słów tych nie słyszał, gdyż pobiegł do starego Indyanina. Prosił go o wierzchnie odzienie, które John mu oddał natychmiast, nie pytając na co i z miejsca swego się nie ruszając, chociaż to było najniebezpieczniejsze z całej płaszczyzny, najgęściej bowiem drzewami pokryte. Podarł w długie szmaty wzięte i swoje odzienie i kurtkę swoją, pozwiązywał wszystkie części jedne z drugiemi, przyłożył jeszcze i szal Elżbiety, rzucił ten rodzaj sznura na przestrzeń wysokości skały trzymając ręką za koniec i z rospaczą przekonał się, iż nie dochodził do połowy głębokości spadu.
Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/422
Ta strona została przepisana.