Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/429

Ta strona została przepisana.

przestrachu. W tymże momencie usłyszała po krzakach w blizkości szelest, jakby człowieka z ostrożnością, przedzierającego się i już chciała uciekać, gdy Natty przybliżył się do niej:
— Cieszę się — rzekł — ze spotkania panny Ludwiki w tem miejscu, bo z drugiej strony góra już w ogniu i nim się krzaki i suche drzewa wypalą, iść tam byłoby bardzo niebezpieczno. Zdybałem tam głupca jednego szukającego teraz srebra w głębi ziemi, kamrat to tego gadu, co mnie wprawił w kłopoty; ja mu o niebezpieczeństwie mówię, a on się spiera i nie chce mnie słuchać, i jeśli się dotąd nie spalił i w jamie swej nie zagrzebał, to chybaby salamandry krew w nim płynęła. Ale i pani coś bledniesz, panno Ludwiko? Jak gdybyś panterę postrzegła, co ja, tobym ją chciał gdzie napotkać, prędzejbym zebrał pieniądze niż z bobrów. Ale gdzie jest poczciwa córka niegodnego ojca? gdzie jest miss Bessy? czy zapomniała obietnicy danej starcowi?
— Na górze! — rzekła Ludwika trzęsąc się cała — ona cię z prochem szuka po górze!
— Na górze Widzenia! — krzyknął Natty spojrzawszy na wierzchołek — nieba niech ją zasłonią! Już płomienie dosięgły! Drogie dziecię, jeżeli kochasz tę dziewczynę, jeżeli chcesz jeszcze mieć przyjaciółkę w potrzebie, biegaj do miasteczka i wołaj o pomoc. Oni oswojeni są z ogniem w trzebieniu, może potrafią dać radę. Ale biegaj, biegaj, ani się wstrzymuj dla odpoczynku.
To mówiąc, w głąb darł się przez krzaki, zrzucił z siebie skórę daniela, obwinął nią rękę i drapał się na gorę z zadziwiającą prędkością w takim starcu i z widoczną wprawą do podobnych trudów.
— Znalazłem więc ciebie! — zawołał przybiegłszy do Elżbiety — Bogu niech będzie chwała! Lecz pójdź ze mną; nie czas teraz gadać.
— Ale moja suknia? — rzekła Elżbieta — jednej iskierki dosyć aby ją zapalić.