Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/431

Ta strona została przepisana.

— Stąpajcie ciągle po najmiększej ziemi — mówił Bumpo do swych towarzyszów — idźcie w kierunku dymu białego. Ty zaś Oliwierze, strzeż ją dobrze i pilnuj, ażeby w którem miejscu skóra daniela nie rozeszła się. Piękny skarb trzymasz i powtarzam, że trudnoby było co podobnego znaleźć.
Edward i Elżbieta krok w krok postępowali za starym strzelcem stosując się do jego przestróg. Łożysko wysuszonego strumienia było drogą wybraną przez Nattego najstaranniej trzymał się on wszystkich jego zakrętów. Tam przynajmniej nie mieli na przeszkodzie gorejących chróstów, które się po całej przestrzeni lasu paliły; noga jednak nieraz się zawadzała o wywrócone i całe w ogniu drzewo. Człowiek tylko doskonale ten las znający, mógł przeprowadzać podobnie, wzrok albowiem mało co był potrzebny przechodząc przez gęsty dym oddech nawet tłumiący. Zimna krew i zręczność Nattego przełamały wszystkie przeszkody, po kwadransie trudnego przejścia przybyli na drugą skałę wystającą, na której ani drzewo, ani trawa nie rosła.
Łatwiej jest sobie wystawić niż opisać uczucia Edwarda i Elżbiety, gdy na to miejsce już przyszli, ale najweselszym zdawał się Natty. Obrócił się do nich, trzymając jeszcze Mohegana na plecach, i śmiał się swoim sposobem.
— Francuz cię nie oszukał, miss Bessy — rzekł Natty — znać proch dobry po wystrzale. Irokezanie nienajlepszy mieli gatunek, kiedym wojował w Kanadzie pod sir Williamem. Ale. ale, p. Oliwierze, czy opowiadałem ci utarczkę jaką miałem z...
— Poczciwy Natty, powiedz nam raczej czy jesteśmy bezpieczni tutaj — przerwała Elżbieta, przerażona pożarem o trzydzieści kroków za nią zajmującym się, widząc do tego, że na wszystkie się strony rozciągał.
— Czyście bezpieczni! — odpowiedział stary strzelec — tak jest, tak. Gdybyśmy dłużej jeszcze o dziesięć minut pozostali w miejscu, z któregośmy odeszli, za nichym nie ręczył, lecz ztąd ujrzycie pożarem płonące okoliczne lasy