Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/434

Ta strona została przepisana.

P. Grant zbliżył się do umierającego i patrzał nań z politowaniem i czułością, — To prawda — zawołał — zbyt wieje widziałem ofiar padających pod razami śmierci, bym nie miał poznać, iż ręka jej wymierzyła cios na tego starego wojownika. Niech błogosławiona będzie opatrzność, iż raczyła dozwolić, że on chociaż pochodzący z plemienia pogan, otworzył oczy przed światłem prawdy. Jest to podług słów Pisma, zarzewie z ognia wyrwane.
— Bez wątpienia, bez wątpienia — rzekł Natty — spojrzyjcie raczej na grzbiet jego całkiem od prochu uszkodzony. Lecz nie ta rana go o śmierć przyprawiła; jest to ostateczne osłabienie natury. Ciało nie z żelaza i człowiek nie na wieki trwać może, zwłaszcza gdy widział jak plemie jego daleko zagnane od cudzoziemców, i że jest ostatnim ze swego pokolenia. Pójdź tu, Hektor, pójdź tu!
— Johnie — rzekł kapłan głosem łagodnym i politowania pełnym — czy mię rozumiesz? Chcesz żebym nad tobą odmówił modlitwy kościelne w tej ostatniej chwili próby?
Stary naczelnik utkwił na chwilę czarne swe oczy w kapłana, żadnym nie dając zrozumieć znakiem, iż go poznał, a potem obrócił je na odległe góry, ku którym bezustannie kierowały się jego spojrzenia. I począł naówczas śpiewać we własnym języku, tym tonem gardłowym, o którym już niejednokrotnie wspominaliśmy.
— Przybywam, przybywam, oddalam się do krainy Duchów. Żaden z Delawarów nie lęka się swego końca, żaden Mohegan nie obawia się śmierci, staje on na wezwanie wielkiego Ducha. Czciłem mojego ojca, miłowałem matkę, byłem wierny memu pokoleniu, zabiłem siła Makwów, wielki Duch mię wzywa; przybywam, przybywam.
— Co to on mówi, Natty? — zapytał kapłan ze współczuciem — śpiewa-li on pochwały Zbawiciela?
— Nie, on opiewa własne — odpowiedział Natty zamyślony i ma do tego prawo, wiem bowiem, iż nigdy nic nie powiedział, coby nie było prawdą.