Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/438

Ta strona została przepisana.

czeniu, z twarzą, posępną i zadumaną i rzekł nakoniec tonem głębokiego wzruszenia:
— Skóra czerwona, skóra biała, wszystko się na tem kończy. Lecz sądzić go będzie sędzia sprawiedliwy, nie podług praw postanowionych stosownie do czasu i okoliczności. Zaiste! jeszcze śmierć, i nic mi na świecie nie pozostanie, oprócz psów moich. Ach! potrzeba czekać dobrej woli Boga, lecz się już życie przykrzyć poczyna. Połowy drzew którem znał, już nie ma, i nie ma więcej na świecie nad jednego człowieka, któregom znał w młodości.
Wielkie krople deszczu padać poczęły, błyskawice i łoskot piorunów następowały po sobie bez przerwy, wszystko zwiastowało burzę gwałtowną. Zaniesiono ciało Indyanina do pieczary, dwa psy szły za niem wydając żałobne wycia, jak gdyby raz ostatni żegnały się ze starym wodzem.
Założono wejście do pieczary pniakami drzew, jak się zdawało z umysłu do tego użytku przeznaczonemi. Edward usprawiedliwiał się przed Elżbietą, z nieśmiałością i pomięszaniem, iż jej nie zaprowadził pod tę samą osłonę, nadmieniając w kilku słowach, które ona zaledwo zrozumiała, o nieprzyjemności znajdowania się w ciemności przy trupie. Ochroną dla niej od deszczu lejącego potokami, był szczyt skały, stanowiący pewien rodzaj naturalnego dachu, lecz nim deszcz ustał, dały się słyszeć w lesie wołania wysłanych dla szukania Elżbiety i rozlegająae się echo powtarzanego jej imienia.
Korzystając z najpierwszej przerwy deszczu, Edward doprowadził Elżbietę aż do drogi. Tu ją opuścił. Lecz nim się oddalił, rzekł tonem, który ona wiedziała jak wytłumaczyć:
— Minął czas tajemnicy, miss Templ. Jutro o tej samej godzinie zerwę zasłonę, która może na szkodę moją tak mię długo okrywała. Lecz miałem wyobrażenia romansowe, pewną słabość której szał kazał uledz. I jakże się od tego zawarować będąc młodym i miotanym namiętnościami? Słyszę głos waszego ojca, on cię szuka, potrzeba zaś, bym