Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/44

Ta strona została przepisana.

myśliwiec wyskoczył ze sani sędziowskich, pobiegł ku koniom uporczywym i mocno je pociągnął naprzód ku sobie, ażeby wyprowadzić na bity gościniec.
Szarpnięcie to wyprowadziło wprawdzie sanie z niebezpiecznego położenia, ale spowodowało zarazem nagły wywrót. Gdy bowiem konie uskoczyły w bok, poszły sanie za niemi, ale odbiły się od przeciwnego wązkiego toru i to tak nagle, że przewrócenie się było nieuchronne.
Niemiec i p. Grant bez ceremonii rzuceni byli na drogę grzbietami, co ich niewątpliwie uchroniło od kontuzyi. Byszard ukazał się przez chwilę na powietrzu opisując łuk koła i upadł o piętnaście blisko stóp na drogę, kędy chciał skierować konie. Jeszcze trzymał mocno wodze w ręku, powodowany tymże samym instynktem, który sprawia, że człowiek tonący chwyta się źdźbła pływającego; tym sposobem ciało jego służyło niejako za kotwicę, utrzymująca konie. Francuz, który się gotował do wyskoczenia ze sani w chwili, kiedy się te wywracały, silniejszego doświadczył ruchu, a przez wstrząśnienie, które ztąd wyniknęło, wykreślił prawie cięciwę łuku opisanego przez Ryszarda i głową zanurzył się w śniegu.
Żaden się nie skaleczył, ale major Hartmann, który najwięcej zachował krwi zimnej podczas tych wszystkich obertasów, najpierwszy podjął się na nogi i przemówił:
Der Teufel, Ryszardzie! — zawołał tonem w części poważnym, w części komicznym — osobliwszy masz sposób wyładowywania pasażerów ze sani.
Nie możemy z pewnością powiedzieć, czyli postawa, w jakiej p. Grant przez czas pewny pozostał, była taż sama w której wypadł z pojazdu, czy też dobrowolnie powstając ukląkł dla złożenia dziękczynień niebu za opiekę, której mu udzieliło.
Ryszad Jones zdawał się być przez czas niejakiś pomięszany i zgnębiony, skoro się tylko otrząsnął ze śniegu, który go pokrywał, skoro poczuł, iż uniknął wszelkiego szwanku i postrzegł, że dwaj z jego towarzyszów byli już na no-