Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/462

Ta strona została przepisana.

— Ryszard! — zawołał major — der Teufel! jego toddy dobry chyba tylko dla mego konia, zaprawia go melissem z cukru klonowego. Ja go nauczę jak robić.
Marmaduk wyprowadził go z pokoju i przymknął drzwi za sobą pożegnawszy z uśmiechem młodą parę.
Omylą się czytelnicy, gdy się spodziewają, iż drzwi te zaraz otworzymy. Powiemy tylko, iż rozmowa trwała bardzo długo, przerwało ją przybycie pana Le Quoi, który się domagał rozmówić na osobności z miss Templ, co mu przyrzekła dniem przedtem. Effingham się oddalił, a Elżbieta nie mało zdziwiła się, kiedy Francuz, bez ogródek ofiarował jej swoje serce, swą rękę, ojca, matkę, swą fabrykę cukru na Martynice i wszystkie swe nadzieje we Francyi. Potrzeba wnosić, iż córka sędziego musiała już przedtem uczynić jakieś postanowienie, albowiem jakkolwiek powabną była ta ofiara, odmówiła grzecznie jej przyjęcia, lecz tonem stanowczym.
P. Le Quoi poszedł pocieszać się po tem odmówieniu na toddy z Ryszardem i majorem, jeżeli tylko miał potrzebę tej pociechy, ponieważ ze sposobu, jakim zniósł tę przeciwność, można miarkować, iż miłość niewielki miała udział w tym postępku, i że sobie wyobrażał, iż przyzwoitość wymagała, aby przed oddaleniem się ze Stanów Zjednoczonych, uczynił tę propozycyę córce człowieka, który mu tak wiele zrobił dobrego.