Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/49

Ta strona została przepisana.

obcym i że on wsiadł do sani na samej górze. Ponieważ to był zwyczaj dosyć powszechny w prowincyi, że ci, którzy odbywali podróż końmi, chętnie przyjmowali pieszych, zdybanych w czasie złej pogody, odpowiedź ta zdawała mu się wystarczającą.
— Wreszcie — rzekł Ryszard — ma on minę uczciwego chłopaka, i gdyby go nie zepsuto przez niewczesne pochwały, miałbym dla niego jakieś względy. Ale co on robił na drodze? Czy to wędrowny kramarz? czy wyszedł na przechadzkę? czy polował?
Biedny murzyn w wielkich kłopotach, podnosił, spuszczał oczy na przemiany i milczał.
— No cóż, przemówisz przecie czarny dyable? czy miał króbkę na plecach? kij w ręku?
— Nie panie Ryszardzie, on miał tylko fuzyę.
— Fuzyę — zawołał Ryszard, postrzegając zmięszanie murzyna — więc to on niezawodnie zabił daniela. Założyłbym się, że nie Marmaduk. Jak to było, Aggy. Ah! braciszku, naśmiejemy się do woli twoim kosztem. No gadaj! ten młodzieniec zabił daniela, a sędzia u niego odkupił, czy tak?
Radość z tego odkrycia, w tak dobry humor wprawiła Ryszarda, że obawy murzyna w części zniknęły; jednakże chcąc zachować dla Marmaduka część zaszczytu po jaki sięgał, odpowiedział:
— Wszak uważałeś mości Ryszardzie, że daniel zabity był dwoma postrzałami.
— Nie kłamać mi murzynku — zawołał Ryszard — ale oto tem z ciebie wydobędę prawdę. Wziąwszy swój bicz klasnął mocno zbliżając się do murzyna, jak gdyby mu chciał nim plecy pogłaskać. Murzyn z bojaźni drżący, upadł na kolana, i całą historyę w krótkich mu słowach opowiedział, prosząc oraz, ażeby raczył go zasłonić swoją opieką od gniewu sędziowskiego.
— Nie lękaj się nic Aggy, włos ci nie spadnie — odpowiedział Ryszard, zacierając ręce — ale nic nie mów;