Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/52

Ta strona została przepisana.

z Ryszardem. Światło tej gwiazdy jeszcze jaśniało na wierzchołkach i zgasło naostatek, kiedy most przejeżdżali, ale ciemność już się po całej dolinie rozlegała.
Drwale z siekierą, na ramieniu powracali do domu, dla wytchnienia przy kominie po trudach dziennych.
Witali sędziego z uszanowaniem, a Ryszarda skinieniem poufałem głowy, podczas gdy żony ich z dziećmi kupiły się u drzwi i okien, dla oglądania przejazdu urzędnika.
Zbliżono się nakoniec do bramy zewnętrznej domu p. Templa, i konie weszły w ulicę topolową, ogołoconą naówczas z zieloności. Śnieg, którym ziemia była przywalona, nie pozwalał słyszeć tententu koni, ale dzwonki nieprzeliczone wiszące u rzędów na rumakach p. Jonesa, roznosiły brzęk daleko, który stał się hasłem pobudki w domu i wszystkich wprawił w poruszenie.
Na podniesieniu plaskiem, nader szczupłem do całej budowy, Ryszard i Hiram oparli cztery nie wielkie kolumny drewniane, które podpierały dach pokryty łatami, co oni portykiem nazywali. Wstępowało się tam po pięciu, czy też sześciu stopniach kamiennych, które z sobą spojone, skutkiem tej nieopatrzności, albo od wpływu mrozów zimowych, wyboczyły znacznie ze swojego pierwotnego położenia. Lecz to nie była jedyna nieprzyzwoitość, która ze złego budowania wyniknęła.
Budownicy nasi na ziemi tylko, bez żadnego fundamentu położyli kamienie, pod ich ciężarem ziemia ustąpiła i całe podmurowanie poszło na dół, tak, że portyk zdawał się wisieć w powietrzu, zostawując pół stopy miejsca wolnego między spodem słupów a kamieniami, btóre im służyły za podstawę. Na szczęście cieśla, któremu część mechaniczna roboty była poruczona, tak mocno przytwierdził do budynku wiązania dachu, że ten zamiast opierania się na kolumnach, przeciwnie sam je utrzymywał.
Ta nieprzyzwoitość nie zraziła bynajmniej płodnego jeniuszu Ryszarda i Hirama, a porządek rzymski, będąc w każdej trudności nieomylną ucieczką, wskazał im środek,