Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/55

Ta strona została przepisana.

gółami czuwała, ale dostawszy się tam od śmierci nieboszczki jego żony, nie znała jeszcze Elżbiety.
W chwili przybycia podróżnych, dała się słyszeć muzyka oryginalna, wyprawiona przez wszystkich mieszkańców psiarni, których Ryszard Jones był przełożonym. Przyjął on powitania wrzaskliwe sam je przedrzeźniając podobnemże szczekaniem, co mu się tak szczęśliwie udało, że wstyd widzenia się przewyższonemi przez artystę, którego natura nie usposobiła, był zapewne przyczyną zmuszającą psy do milczenia. Jeden tylko pies największego wzrostu, mający obrożę miedzianą, na której były wyryte litery M. T. nie przerywał milczenia.
W pośród tego zamieszania, przechadzał się on raz w jednę, znowu w inną stronę, pilnując zawsze kroków sędziego, którego głaskania przyjmował, ruszając ogonem. Elżbieta pogłaskała go także, nazywając swoim dzielnym staruszkiem, a pies zdawał się ją poznawać, patrzał się za nią wstępującą po schodach przedsionka, opartą z jednej strony na ramieniu pana Le Quoi, a z drugiej na ojcowskiem, który ją podtrzymywał, lękając się, ażeby się na lodzie pokrywającym stopnie nie pośliznęła, poczem położył się przy drzwiach samych, jak gdyby myślał, że się w tym czasie znajdował w domu skarb nowy, którego z większą aniżeli kiedykolwiek pilnością strzedz należało.
Elżbieta postępowała za ojcem, który zatrzymawszy się chwilę pod kolumnami dla dania rozkazów jednemu ze służących, wszedł do wielkiej sali, gdzie ledwo dwie świece słaby blask rozrzucały w wielkim staroświeckim,; miedzianym lichtarzu.
Skoro tylko całe towarzystwo weszło, drzwi zamknięto. Po wytrzymaniu w podróży temperatury niższej niż zera, znaleźli się nasi goście w cieple na sześćdziesiąt stopni Farenheita.
W środku tego apartamentu, był wielki piec z lanego żelaza, którego boki prawie do czerwoności rozpalono, po nad nim wybiegł ku górze gruby cylinder, w linnii prostej