Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/9

Ta strona została przepisana.



ROZDZIAŁ PIERWSZY.
„Otóż zima nad rokiem panować przybywa —

Ponura, smutna, wiedzie orszak uprzykszony:

Zamieć, dżdżyste ulewy, śnieg i mroźne szrony.“
Thomson.

Prawie w środku wielkiej prowincyi Nowego Yorku znajduje się rozległa część kraju, z gór i równin złożona. W tej to części Delawara bieg swój poczyna; tu także źródła pięknej Suskehanny z tysiąca źródeł i jezior wypływając, dopóty tysiącem wężykowatych strumieni po dolinach płyną, dopóty razem nie utworzą najwspanialszej rzeki Stanów Zjednoczonych Ameryki północnej. Góry niemal wszystkie są tu pokryte ziemią przydatną do uprawy, chociaż stoki niektórych jeżą się skałami, nadającemi okolicy charakter malowniczy. Doliny są szczupłe, żyzne i uprawne, a każdą z nich jednostajnie przerzyna strumyk łagodnie toczący się z przyległego wzgórza. Nad brzegami rzeczek lub niewielkich jezior, w miejscach najdogodniejszych rękodziełom, wznoszą się piękne, kwitnące wioski; u podnóża i nawet u szczytu gór spadzistych, widać tu i owdzie ładny folwark, z samego pozoru zapowiadający pomyślność i dostatek. Drogi w rozmaitym kierunku krzyżują się po dolinach, a nawet wspinają się po stromych wzgórzach. Niepodobna przebyć tu mil kilku, żeby nie trafić na szkołę lub inny jaki naukowy zakład. Liczne kościoły i kaplice rozmaitym