— To są konie białych ludzi braci twoich, Sokole Oko! — rzekł po chwili Wielki Wąż. — Twoją jest rzeczą rozmówić się z nimi!
— Jak najchętniej — odpowiedział myśliwiec — ale ja najmniejszego szelestu nie słyszę, chociaż słuch mam dobry. Aha! teraz dopiero chrzęst gałęzi się odzywa. Kto jesteście? — zapytał podniesionym głosem, zwracając się do podróżnych — kto miał odwagę wkroczyć w głąb niebezpiecznej puszczy, pełnej drapieżnego zwierza?
— Chrześcianie, swoi — mówił człowiek jadący na czele gromadki — ludzie, którzy od samego rana wędrują po tych lasach i znużeni są bardzo.
Zanim jednak myśliwiec miał czas odpowiedzieć, drugi jeździec nadjechał szybko, wołając:
— Czy daleko stąd do twierdzy Williama?
— Jeżeli chcecie połączyć się z wojskiem angielskiem — rzekł myśliwiec — to lepiej skierujcie się do bliższego fortu Edwarda.
— Jakto? wszak my o świcie wyruszyliśmy stamtąd. Mieliśmy przewo-
Strona:PL Cooper - Sokole Oko.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.