wierzchołki porosłe były drzewami; do tych drzew Mohikanie przywiązali konie i czekali na łódkę. Wśród ciszy słychać było huk wody, spadającej gwałtownie ze skały w głęboką przepaść. Myśliwiec wszedł teraz do łódki, usadowił w niej na przodzie obie kobiety, majora i psalmistę, sam stanął z tyłu z wiosłem w ręku i śmiało prowadził wątłe czółenko w spieniony i huczący prąd rzeki. Straszna to była przeprawa! Kora i Alicya zamknęły oczy; łódka podskakiwała i tańczyła na wzburzonych falach, co chwila zdawało się, że ją wir pochwyci i uniesie w przepaść — lecz w końcu wypłynęła szczęśliwie, i dzielny sternik zatrzymał je przy niskiej płaskiej skale.
— Wylądujcie na tę skałę — rzekł myśliwiec — ja wracam do Mohikanów
— widziałem, że czasu nie stracili i upolowali jelenia, nie będziemy cierpieli głodu.
Mówiąc to, pomknął znowu po huczących falach i wkrótce powrócił, wioząc obu Indyan i zabitą zwierzynę.
— Czy towarzysze twoi nie wytropili gdzie po drodze śladów nieprzyjaciół? — zapytał Hejward.
Strona:PL Cooper - Sokole Oko.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.