Hejward zerwał się, przetarł oczy i zdjął szal ze śpiących dziewcząt.
— Koro! Alicyo! — zawołał — wstawajcie, pora już wyruszyć w drogę!
Ale zaledwie wymówił te słowa, gdy okrzyki straszliwe naraz ze wszystkich stron słyszeć się dały; zdawały się wychodzić jednocześnie i z lasu i z wodospadu i ze skał i nawet z powietrza. Mohikanie odpowiedzieli śmiało podobnym okrzykiem. Dawid, nagle ze snu zbudzony, podniósł się, wyprostował swoją wysoką postać i w tejże samej chwili padł jak martwy na ziemię, a jednocześnie kilkanaście wystrzałów przebiło powietrze.
Mohikanie zaczęli także strzelać raz po raz; łódki tymczasem nie było widać, ale na wierzchołku skały rozległ się ryk wściekły i jęk żałosny. Potem nastała cisza i dzicy umknęli do lasu. Hejward podniósł nieszczęśliwego Dawida i pośpieszył z nim do jaskini, gdzie wkrótce zgromadzili się wszyscy.
— Biedak tym razem jeszcze zachował skórę na czaszce — rzekł Sokole Oko dotykając ręką głowy śpiewaka — któż to widział stawać, jakby na cel, kiedy kule latają na wszystkie strony?
Strona:PL Cooper - Sokole Oko.djvu/26
Ta strona została uwierzytelniona.