nie usadowieni po drugiej stronie skały odpowiedzieli w sposób podobny. Czarne głowy napastników ukryły się kłodami drzewnemi.
Hejward usłyszał szelest, odwrócił się i spostrzegł Unkasa, który zbliżył się pełzając jak wąż. Sokole-Oko wydał mu jakieś rozporządzenie w języku indyjskim, poczem młodzieniec stanął w ukryciu. W tej chwili czterej dzicy wydali okrzyk wojenny, wskoczyli na kłody, a stamtąd jednym susem na skałę. Hejward chciał się rzucić na nich, ale towarzysze ich powstrzymali. Sokole-Oko, wyczekał jeszcze, aż napastnicy zbliżyli się na odległość strzału, wówczas wymierzył, strzelił, a dziki, pędzący naprzód, stoczył się ze skały w przepaść głęboką.
— Teraz na ciebie kolej Unkasie — rzekł wyjmując nóż z za pasa — mierz dobrze, a dwóch tylko zostanie.
Unkas wykonał rozkaz niezwłocznie i w rzeczy samej dwóch tylko Indyan zostało żywych na wysepce. Hejward podał myśliwcowi jeden ze swych pistoletów, drugi sam trzymał silnie w ręce i obaj pobiegli naprzeciw nieprzyjaciół. Strzelili razem i chybili.
Strona:PL Cooper - Sokole Oko.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.