— Uchodź pan, uchodź, jeśli ci życie miłe — wołał Sokole Oko i wszyscy trzej ukryli się znowu w jaskini.
Doświadczony myśliwiec wiedział, co mówił; w tej chwili gromada Huronów podniosła wściekłe okrzyki i grad kul spadł na miejsce, z którego umknęli zwycięscy.
— Unkasie — rzekł Sokole-Oko — śpiesz do łódki i przynieś mi ładownicę i rożek z prochem, bo już mi wszystkie ładunki wyszły.
Młodzieniec pobiegł szybko spełnić ten rozkaz. Myśliwiec szukał jeszcze po kieszeniach, ale nadaremnie, gdy usłyszano okrzyk Unkasa, nie wróżący nic dobrego. Hejward przerażony, zapominając o niebezpieczeństwie, wybiegł z jaskini, za nim pośpieszyli Wielki-Wąż i myśliwiec, a nawet dwie siostry i Dawid, którego rana była lekka.
Najsmutniejszy widok przedstawił się ich oczom: łódka, w której znajdowały się resztki prochu i kul odpływała szybko, widocznie popychana niewidzialną ręką. Gdy już dostatecznie się oddaliła, czarna głowa podniosła się przy niej nad powierzchnię wody i głośny śmiech dał się słyszeć.
Strona:PL Cooper - Sokole Oko.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.