tejże chwili myśliwiec Sokole-Oko wyskoczył z gąszczów, trzymając siekierkę w ręku. Biegł szybko, a jednak wyprzedził go młodzieniec czerwono-skóry, dziwacznie umalowany i z nożem podniesionym groźnie stanął przy drzewie, do którego uwiązana była Kora. Za nimi zdążał trzeci towarzysz, ogromny Indyanin, umalowany tak samo, jak młodzieniec. Huroni cofnęli się przerażeni, powtarzając po kilkakrotnie imiona dobrze znane: “Chyży-Jeleń! Wielki-Wąż!”
Tylko Chytry-Lis nie stracił głowy, pochwycił swój długi nóż i z przeraźliwym okrzykiem rzucił się na Wielkiego-Węża. Dwaj zapaśnicy warci byli w tej chwili swych imion: tarzali się po ziemi, krwią zalanej, kłęby kurzawy i suchych liści unosiły się nad nimi, a ruchy ich były tak gwałtowne, że przyjaciele, którzy na pomoc nadbiegli, nie mogli znaleźć chwili sposobnej, aby ugodzić w Hurona. Rysy jego wściekłością wykrzywione, oczy błyszczące, jak węgle rozżarzone, migały przed nimi, a ile razy Unkas lub Hejward podnosili siekierki, lub myśliwiec kolbą się zamierzał, pojawiała się na tem samem
Strona:PL Cooper - Sokole Oko.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.