Strona:PL Cooper - Sokole Oko.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

przeciągu czasu odszukał już zapewnie drogę dobrze znaną, bo przyśpieszył kroku, i nie oglądnął się już więcej ani razu.
Nim noc zapadła zupełnie, podróżni ujrzeli przed sobą rozwalony budynek. Był to szałas sklecony na prędce, później opuszczony. Gromadka podróżnych znalazła tam nocleg dość wygodny i bezpieczny, a dnia następnego wyruszono o świcie i jeszcze słońce nie weszło, gdy dwie siostry z uczuciem niewymownej radości ujrzały z daleka baszty obronnej twierdzy, w której przebywał ich ojciec.
Nie upłynęło godziny, a uszczęśliwione dziewczęta znalazły się w objęciach starego pułkownika, który w uniesieniu radości przyciskał je do piersi, a grube łzy spływały po jego pomarszczonej twarzy i siwych wąsach.
— O dzięki ci, Boże! — wołał głosem wzruszonym — żeś mi wrócił moje drogie ukochane dzieci! I wam dzięki zacni, szlachetni wybawcy! — mówił ściskając ręce myśliwca i jego dzielnych towarzyszów.


. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .