sobie odzienie cywilne, a ponieważ umiał doskonale po francusku, więc mógł śmiało udawać takiego wędrownego kuglarza. Uradzono później, ażeby pułkownik Munro został w tem ustroniu, pod opieką Wielkiego-Węża. Sokole-Oko zaś z Unkasem postanowili pójść na zwiady do osady plemienia Żółwi. Zanim się rozstali, myśliwiec zalecił raz jeszcze mayorowi jak największą ostrożność — ten uścisnął serdecznie dłoń zacnego Mohikanina, którego pieczy pozostawiał sędziwego swego przyjaciela, potem każdy poszedł w swoją stronę.
Hejward kroczył szybko obok Dawida, który wskazywał mu drogę “do obozu Filistynów”, jak mówił. Nie bez obawy puszczał się młodzieniec na te niebezpieczne przygody, ale nie dbał o własne niebezpieczeństwo; szło mu tylko o powodzenie przedsięwzięcia, o wyrwanie Alicyi z rąk dzikich.
Wkrótce ujrzeli przed sobą gromadkę dziatwy indyjskiej, która na widok ich zaczęła umykać z wrzaskiem przeraźliwym. Wrzask ten wywabił z mieszkań ze dwustu wojowników, którzy w postawie nieruchomej czekali zbliżenia się dwóch przybyszów. Dawid,
Strona:PL Cooper - Sokole Oko.djvu/57
Ta strona została uwierzytelniona.