Strona:PL Cooper - Sokole Oko.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

kroczącego poważnie w ślad za nimi. Mieszkanie, do którego Huron prowadził majora, wykute było w skale, nakształt groty i osłonięte u wejścia korą drzewną. Weszli tam obaj, a gdy chcieli zasunąć za sobą zasłonę z kory, ów niedźwiedź chwycił ją łapą i wszedł także do środka.
Chora leżała na posłaniu w głębi jaskini, a przy niej siedział Dawid, i półgłosem śpiewał psalmy. Hejward poznał od razu, że biedna kobieta była umierająca, i już zupełnie nieprzytomna, usiadł jednak przy niej i chciał rozpocząć jakie kuglarstwo, dla zmylenia czujności Hurona. Dawid tymczasem śpiewał ciągle, lecz jakież było jego zdumienie, gdy głos głuchy, jakby grobowy, wtórując mu, ozwał się z kąta. Hejward odwróciwszy się, ujrzał niedźwiedzia przytulonego w tym kącie, zaś Dawid przerażony zerwał się i uciekł, szepnąwszy tylko do majora: “Ona tu jest, czeka na ciebie!”
Huron nie zwracał najmniejszej uwagi na niedźwiedzia, lecz zbliżył się do Hejwarda i rzekł uroczyście: