tych kilka łotrów, a chłopak zwyczajnie gorączka zapędził się, goniąc za jednym z nich, który uciekał jak tchórz nikczemny. Gdy Unkas znikł mi z oczu, zacząłem zbliżać się ostrożnie do osady Huronów, aż tu w zaroślach, patrzę, ogromny drab, sławny czarownik, ubiera się w swoje kuglarskie szaty, w skórę niedźwiedzią. Palnąłem go lekko kolbą po głowie, a gdy padł odurzony, rozebrałem go, związałem mocno i pomyślałem sobie, że i ja potrafię być tak dobrym czarownikiem, jak i on. Ale nie mamy czasu do stracenia, gdzie jest ta młoda dziewczyna?
— Nie wiem, przeszukałem wszystkie chaty.
— Ona tu musi być, wszak śpiewak wyraźnie to powiedział.
— Biedak stracił głowę ze strachu i plótł ni w pięć ni w dziewięć.
— Kto wie; trzeba poszukać. W tej skale musi być kilka kryjówek; widzę nawet otwór u góry, zaraz ja się tam wdrapię.
I naśladując ociężały chód niedźwiedzia, Sokole-Oko zbliżył się do krawędzi skały, wdrapał się na nią zręcznie, zajrzał na drugą stronę i rzekł:
Strona:PL Cooper - Sokole Oko.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.