— Zabieraj pan młodą dziewczynę, wszak widzisz, że jest prawie omdlona i nie mogłaby iść o własnej sile. Oto jest duża płachta, owiniemy ją tak, aby nie widać było nawet koniuszków palców. Bierz ją pan na ręce i idź za mną śmiało. Ja nie mogę ust otwierać, bo poznanoby mnie natychmiast po mowie. Wytłómacz pan sam, gdybyśmy kogo spotkali, żeś już wypędził z chorej złego ducha i zamknął w jaskini, a teraz musisz ją zanieść do lasu, i nakarmić pewnemi korzonkami, aby zupełnie przyszła do zdrowia.
Śmiały ten pomysł został wykonany. Gdy Hejward wyszedł z jaskini w towarzystwie niedźwiedzia, trzymając Alicyę na ręku, otoczyli ich zaraz u wejścia krewni chorej kobiety. Objaśnił im postępowanie swoje według rad myśliwca, na co odpowiedziano mu szmerem zadowolenia, a dwaj czarownicy w oczach zabobonnych Indyan, oddalili się śpiesznie, omijając zdaleka mieszkania dzikich. Alicya przyszła prędko do siebie na świeżem powietrzu i mogła iść o własnych siłach. Sokole Oko szedł obok nich przez czas jakiś, wreszcie zatrzymał się, mówiąc:
Strona:PL Cooper - Sokole Oko.djvu/72
Ta strona została uwierzytelniona.