tego niesłychanego dziwowiska. Potem będziesz sobie mógł zastrzelić swego rysia. Ale psa i wilczycę weźmiemy żywe. Płacę ci za nie po sto dolarów za sztukę. Zgoda, co?
Metys skinął głową.
Profesor wydobył niezwłocznie aparat fotograficzny z pudła, nastawił go i wypróbował wizjer.
Na szczęk migawki wilczyca i ryś odpowiedziały głośnem, rozżartem ujadaniem. Kazan tylko kłów nie wyszczerzył, a jeśli naprężył muskuły, to nie dlatego, by się miał bać, lecz że raz jeszcze uznawał przewagę człowieka.
Zrobiwszy wreszcie dwadzieścia zdjęć, profesor Weyman podszedł do psa i zagadał doń łagodnie. Tak łagodnie, że Kazanowi się wydało, jakgdyby to był głos kobiety i mężczyzny z opuszczonej chaty.
Następnie Henryk zastrzelił rysia, a Kazan szarpiąc za łańcuch i gryząc ogniwa, zawarczał jeszcze groźnie pod adresem swego wroga, prężącego się w ostatnich drgawkach konania.
Z kolei metys i profesor opasali Kazanowi kark mocnym rzemieniem i wydobyli mu łapę z potrzasku. Pies nie rwał się ani nie bronił, spokojnie pozwolił się zaprowadzić do chaty. Wnet potem wrócili z potrójnie splecionym rzemieniem i wzięli na smycz wilczycę. Była tak wyczerpana, tak opadła z sił, że i ona się nie opierała zupełnie.
Przez resztę dnia Henryk i Weyman wybudowali wielką, mocną klatkę, sporządziwszy ją z młodych sosenek. Gdy wreszcie była gotowa, zamknęli w niej oba schwytane zwierzęta.
Po dwóch dniach metys poszedł sprawdzać rozstawione potrzaski, Weyman, sam pozostawszy w chacie, podszedł do klatki i przesunąwszy rękę przez pręty, począł głaskać Kazana; pies się nie srożył ani nie boczył. Tegoż dnia rzucił mu też do
Strona:PL Curwood - Kazan.djvu/119
Ta strona została przepisana.