Strona:PL Curwood - Kazan.djvu/139

Ta strona została przepisana.

z rozwartym, ociekającym śliną pyskiem, z płomieniem w żyłach, z roziskrzonemi, wysadzonemi na wierzch ślepiami.
Ale i Szara Wilczyca nie potrzebowała tym razem przewodnika. Przywarłszy nosem do okrwawionego tropu biegła tuż poza Kazanem tak szybko, jakgdyby ślepia jej nigdy się były nie zawierały na światłość dzienną.
Po półmilowym mniej więcej pościgu para dopadła starego byka. Przystanął on był poza kępą drzew balsamowych i stał tam, nieruchomy, pośród kałuży krwi, coraz szerzej rozpościerającej się na śniegu.
Robił usilnie bokami, dysząc ciężko i dygocąc od czasu do czasu. Potężny łeb, śmieszny teraz ze swym jedynym rogiem, zwisał mu ciężko ku dołowi. Z nozdrzy płynęła krew. Choć wyczerpany jednak, stał przecież jeszcze groźny, a w innych okolicznościach cała nawet gromada wilków zawahałaby się, czy ma nań napaść.
Kazan się wszakże nie wahał. Rzucił się doń skokiem, warcząc zajadle i zatopił kły olbrzymowi w grubą skórę podgardla. Wnet potem opadł na ziemię i cofnął się o jakieś dwadzieścia kroków, chcąc niezwłocznie natrzeć nań nanowo.
Tym razem wszakże stary łoś zdołał pochwycić go na szeroką, palczastą łopatę jedynego rogu i podrzuciwszy go w powietrze, grzmotnął nim w tył, poza siebie, aż się Kazan potoczył napół ogłuszony.
Z pomocą pośpieszyła jednak, jak zawsze, Szara Wilczyca. Chyłkiem podsunęła się od tyłu ku staremu łosiowi i mimo swą ślepotę zdołała pochwycić ostremi, jak noże, kłami za ścięgno tylnej nogi.
Rogacz się jął otrząsać, usiłując skopać ją racicami lub precz odrzucić. Wilczyca jednak wpiła mu się zębami w przegub nogi, jak pijawka. Jednocześnie zaś Kazan natarł znów od czoła i gdy