nie było, ale był cedr zwalony, leżący w poprzek strumienia, możnaby było po nim przejść, jak po moście. Kazan wszedł też na pień drzewny, a po chwili wahania ruszyła za nim i Szara Wilczyca.
W ten sposób dostały się oba stworzenia do swego dawnego schroniska. Obwąchały przedewszystkiem z całą przezornością dostęp do dziupli, poczem, nie zwęszywszy nic podejrzanego, odważyły się wejść.
Szara Wilczyca, zmęczona i zadyszana, położyła się zaraz w najciemniejszym kącie dziupli, a Kazan podszedł do niej i polizał ją pieszczotliwie po łbie na dowód zadowolenia. Poczem gotował się do odejścia, zamierzając ruszyć na poszukiwanie zwierzyny.
Stał właśnie w progu swego schroniska, gdy nagle zaleciała go woń jakiegoś żywego stworzenia. Zaparł się niezwłocznie mocno na łapach i zjeżył sierć na grzbiecie.
W chwilę potem dało się słyszeć jakby gaworzenie ludzkiego dziecka, a jednocześnie pojawił się jeżoźwierz. I on też poszukiwał schroniska i z oczyma, utkwionemi w ziemię, nie patrząc przed siebie, dążył prosto ku drzewu.
Kazan wiedział dobrze, że jeżoźwierz nie napastowany jest najbezpieczniejszą najbardziej pokojową istotą w świecie. Nie przeszło mu jednak przez myśl, że mógłby poprostu odstraszyć głośniejszem warknięciem owo dobroduszne, skrzekotliwe i piskliwe stworzonko, wiecznie niby gaworzące samo z sobą. Dojrzał w niem jednak przedewszystkiem nieproszonego, niepożądanego gościa, któryby zakłócił spokój Szarej Wilczycy. Słowem, pod wpływem chwilowego nastroju nieopatrznie rzucił się na jeżoźwierza.
Strona:PL Curwood - Kazan.djvu/165
Ta strona została przepisana.