Strona:PL Curwood - Kazan.djvu/174

Ta strona została przepisana.

wietrza, rozkosz życia na swobodzie i poczuł odtąd wstręt do mrocznej ciemnicy, w której się zrodził.
Niebawem przekonał się również, że nie wszystko, co jest we świecie, bywa dobrem i miłem. Pewnego dnia włóczył się po wysepce dokoła drzewa, gdy Szara Wilczyca czując nadciągająca burzę, zaczęła go nawoływać, by się schronił do dziupli. Wilczę nie rozumiejąc wołania, nie zwracało na nie uwagi. Wówczas przyroda sama wzięła na się sprawę pouczenia go własnym jego kosztem. Spadła nań nagle straszliwa ulewa, oślepiła błyskawicami i ogłuszyła hukiem gromów, aż przerażone stworzenie przypłaszczyło się literalnie ku ziemi, przemokło do kości i byłoby się może utopiło, gdyby nie Szara Wilczyca, która nadbiegłszy, chwyciła je w pysk i odniosła do suchego i ciepłego schroniska.
W ten sposób kształciło się stopniowo małe wilczę i poczynały się w niem budzić coraz to nowe instynkty. Pewnego dnia natrafił myszkującym wszędy pyszczkiem na świeżo upolowanego i przyniesionego przez Kazana, ociekającego krwią królika. Skosztował wówczas po raz pierwszy, jak smakuje krew i uznał, że jest wyborna. Wrażenie to powtarzało się odtąd za każdym razem, skoro Kazan powracał z upolowaną zwierzyną. Że zaś powinien się był sam nauczyć polować, wkrótce też, poniechawszy zabaw z miękiemi skórkami króliczemi, zaczął staczać walki z gałęźmi i szczapkami drzewa, na których ostrzył sobie ząbki, aż przeistoczyły się pod wpływem tych ćwiczeń w malutkie kiełki, tnące i rwące wszystko na strzępy.
Nadszedł wreszcie czas, gdy odsłoniła się przed nim wielka tajemnica życia i śmierci. Kazan przyniósł dnia tego wielkiego białego królika, jeszcze żywego ale tak zduszonego, że biedne stworzenie nie było w stanie się podnieść, gdy je pies złożył